Egzemplarz obowiązkowy dzieł o mniejszym znaczeniu

Zgodnie z ustawą z dnia 7 listopada 1996 r. o obowiązkowych egzemplarzach bibliotecznych (Dz. U. z 1996 r. Nr 152, poz. 722, z późn. zm., por. debata sejmowa) każdy wydawca, który prowadzi na obszarze RP działalność polegającą na publikowaniu „dzieł” (jak rozumiem niekoniecznie noszących cechy utworu w rozumieniu przepisów o prawie autorskim) i zarazem udostępnia publicznie egzemplarze „publikacji” na obszarze RP lub za granicą — zobowiązany jest do nieodpłatnego przekazywania uprawnionym bibliotekom (m.in. Bibliotece Narodowej w Warszawie) określonej liczby egzemplarzy publikacji do „wieczystego archiwizowania”. Zaciekawiła mnie lakoniczność zapisów ustawy, bowiem do publikacji objętych takim obowiązkiem zalicza się „w szczególności” publikacje:

  1. piśmiennicze, jak: książki, broszury, gazety, czasopisma i inne wydawnictwa ciągłe, druki ulotne, afisze;
  2. graficzne i graficzno-piśmiennicze, jak: mapy, plakaty, plany, wykresy, tabele, rysunki, ilustracje, nuty;
  3. audiowizualne utrwalające dźwięk, obraz lub obraz i dźwięk, jak: płyty, taśmy, kasety, przeźrocza, mikrofilmy, mikrofisze;
  4. zapisane na informatycznych nośnikach danych;
  5. oprogramowanie komputerowe.

Czy ktoś wie, czy uprawnione biblioteki rzeczywiście otrzymują nieodpłatnie po dwóch/jednym egzemplarzu każdej publikacji audiowizualnej,  każdego oprogramowania komputerowego oraz każdego zapisanego informatycznego nośnika danych zawierającego „dzieło”? Podejrzewam, że na całe szczęście prawo w tym zakresie nie jest do końca przestrzegane.

Zwracam uwagę, że nigdzie nie zastrzeżono rodzaju ani poziomu doniosłości dzieła/publikacji, a odnośnie oprogramowania – do czego miałoby ono służyć. Ustawa nie różnicuje dzieł/publikacji pod względem ich znaczenia dla kultury, Narodu czy historii. Na równi powinny być traktowane np. tomik poezji Wisławy Szymborskiej, dzienniki urzędowe, prasa typu „Rzeczpospolita”, jak i „Super Express” czy„Playboy”; nośniki dźwiękowe (np. CD) z piosenkami Czesława Niemena, jak i Mandaryny czy grupy „Toples”; nośniki (np. DVD) zawierające filmy typu „Katyń” Wajdy czy też filmy pornograficzne; wreszcie wśród oprogramowania na równi gry komputerowe, programy genealogiczne, edytory biurowe, grafiki i multimediów, a czemu by nie programy wspomagające projektowanie wyglądu twarzy (wizażu)? Czytałem też, że Biblioteka Narodowa ostatnio rozszerzyła archiwizację również na strony internetowe, aczkolwiek być może nie jako egzemplarze obowiązkowe, lecz w oparciu o własne przepisy o bibliotekach.

Na wszelki wypadek chciałbym podkreślić mój pełny szacunek — nie kwestionuję twórczości, oryginalności, poświęcenia oraz wkładu w kulturę autorów losowo wymienionych przeze mnie dzieł. Jedynie ośmielam się publicznie zakwestionować prawo, które nie wyłącza ze swego zastosowania tych spośród dzieł, których wieczysta archiwizacja pod groźbą kary jest po prostu zbędna. Być może nie wszyscy wiedzą, ale archiwizowanie oznacza stałe i rosnące koszty, a skoro wolnego miejsca na półkach cały czas ubywa, a nowych publikacji przybywa, to trzeba zakupić kolejne półki, pomieszczenia i budynki. Na koszt podatnika.

Dwa lata temu pisał o tym Vagla, ale nie odnosił się do faktów, lecz do absurdalnego prawa. Powtórzę więc pytanie: czy rzeczywiście zobowiązani wydawcy przekazują, a uprawnione biblioteki otrzymują i przechowują, egzemplarze obowiązkowe publikacji, których obowiązkową wieczystą archiwizację można by poddać w wątpliwość? A może pojawiły się projekty zmian w tej ustawie?

Zobacz też:

[aktualizacja z 24.06.2009]

Jako ciekawostkę dodam kolejne linki:

[aktualizacja 23.07.2021]

Z uśmiechem przeczytałem ww. słowa po latach stowarzyszeniowej (Varia Genealogica, Zeszyty ŚTG i Parantele) i własnej skromnej działalności wydawniczej🙃 Kilka razy i mi przypadło wysyłać egzemplarze „bibliotekom obowiązkowym”. Czy i dziś bym poniekąd kwestionował egzemplarze obowiązkowe? 🤔 Cytowano mnie nawet jako przykład dyskusji (krytycznej?) nad potrzebą takich przepisów. Numer ISBN i twierdzenia o doniosłości dziś problemem nie są. Czy „biblioteki obowiązkowe” mają już prawo (wyrażone w dzienniku urzędowym) zwrócić jakieś publikacje jako niedoniosłe, czy też wciąż muszą wszystko wieczyście przechowywać, co nosi tylko formalne minimalne wymogi?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *