Legitymacje ubezpieczeniowe (nie)zlikwidowane

Jeszcze w listopadzie 2009 r. Zakład Ubezpieczeń Społecznych zapowiadał, że od nowego roku przestanie wydawać i potwierdzać papierowe legitymacje ubezpieczeniowe. Legitymacja ubezpieczeniowa ZUS arbitralnie stwierdził, że książeczki te są już niepotrzebne, gdyż niepotrzebnie dublują papiery, a Narodowy Fundusz Zdrowia nawet bez legitymacji już dysponuje informacjami niezbędnymi do ustalenia prawa do korzystania ze świadczeń zdrowotnych. Mimo zdziwienia, ZUS jak zapowiedział, tak zrobił, a oddziały NFZ zaktualizowały na swoich stronach listę dokumentów potwierdzających ustawowe prawo do świadczeń opieki zdrowotnej. Choć ZUS nie wydaje już ani nie potwierdza książeczek ubezpieczeniowych, to jednak takie książeczki posiada znakomita większość pracowników.

Swojego rodzaju zamieszanie medialne oraz statystyki internetowe odwiedzających mój blog, skłaniają mnie do uzupełnienia mojego poprzedniego artykułu na temat okresu ważności legitymacji ubezpieczeniowej.

Przede wszystkim nieprawdą jest, że w zakresie ubezpieczenia zdrowotnego zmieniły się jakieś powszechnie obowiązujące przepisy prawa. Nie wnikam, czy akty wewnętrznie obowiązujące ZUS i NFZ uległy zmianie (zapewne tak), ale one nie stanowią żadnej podstawy decyzji podejmowanych wobec obywateli.

Co więc uległo zmianie?

W tym miejscu muszę przypomnieć moje poprzednie ustalenia prawne z zakresu procedury potwierdzającej ubezpieczenie. Zgodnie z aktualnie obowiązującą ustawą z dnia 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, dokumentem potwierdzającym prawo ubezpieczonego świadczeniobiorcy do świadczeń opieki zdrowotnej oraz umożliwiającym potwierdzanie wykonania świadczeń opieki zdrowotnej ma być karta ubezpieczenia zdrowotnego (art. 49 ust. 1 ustawy). Przepis ten obowiązuje już od dawna, ale nigdy nie był stosowany, bowiem Ministerstwo Zdrowia nie podjęło ostatecznych kroków w celu wprowadzenia tej karty na terenie całego kraju. Karta nie miała być tym samym, co legitymacja, gdyż zgodnie z ustawą ma być elektroniczna. Przepisy od ponad pięciu lat oczekują więc na faktyczne wprowadzenie w życie.

Aby nie powstała luka, do czasu wydania ubezpieczonemu karty ubezpieczenia zdrowotnego dowodem ubezpieczenia zdrowotnego miał być, był, nadal jest i zapewne jeszcze długo będzie każdy dokument, który potwierdza uprawnienia do świadczeń opieki zdrowotnej, w szczególności dokument potwierdzający opłacanie składek na ubezpieczenie zdrowotne (art. 240 ust. 1 przytoczonej powyżej ustawy).

Jak widać, obowiązujące przepisy nie przewidywały wprost żadnej legitymacji ubezpieczeniowej. Wystarczający miał być bowiem „każdy” dokument potwierdzający uprawnienia, który ostrożnie nazwę zaświadczeniem w rozumieniu Kodeksu postępowania administracyjnego (art. 217 i nn.). Nieuregulowaną kwestią miało być, było, jest i nadal będzie, jak taki dokument ma się nazywać, jak ma wyglądać, kto ma go wydawać lub kto ma go systematycznie uzupełniać.

Legitymację ubezpieczeniową przewidywały dawne przepisy, obecnie już nie obowiązujące. Była to m.in. instrukcja Nr 1 Prezesa Zakładu Ubezpieczeń Społecznych z dnia 18 lutego 1995 r. w sprawie zgłoszeń do ubezpieczenia społecznego, rozliczania składek i świadczeń z ubezpieczenia społecznego, opłacania składek na ubezpieczenie społeczne, na Fundusz Pracy i na Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych oraz legitymacji ubezpieczeniowych osób wykonujących pracę na podstawie umowy agencyjnej lub umowy zlecenia oraz osób współpracujących. Co jednak było, to już było, ale z chwilą wejścia w życie nowej Konstytucji RP z 1997 r. taka instrukcja utraciła moc prawną i przestała obowiązywać, skoro była nieogłoszonym w Dzienniku Ustaw aktem normatywnym niekonstytucyjnego organu, który nie mógł stanowić powszechnie obowiązującego prawa ani być podstawą decyzji wobec obywateli.

Jak to się stało, że książeczka ubezpieczeniowa i stare przepisy stosowane były nadal? Wskutek braku elektronicznej karty ubezpieczenia zdrowotnego, stare legitymacje ubezpieczeniowe naturalnie pozostały tym „innym każdym dokumentem” dla grupy ubezpieczonych będących pracownikami, jak również dla kilku innych grup (m.in. emerytów, którym potwierdzenia wystawiał sam ZUS). Choć nikt już nie miał już takiego obowiązku (przynajmniej w świetle przepisów ustaw), ZUS nadal wydawał nowe puste legitymacje ubezpieczeniowe, pracodawcy nadal je wypełniali i podbijali, NFZ nadal informowało o takim sposobie potwierdzania uprawnienia, wskutek czego zakłady opieki zdrowotnej w obawie o utratę finansowania nadal ich żądały, a pracownicy nadal z nimi ganiali. Wszystko to „do czasu wydania nowej elektronicznej karty”, czyli nigdy (przynajmniej na razie).

Tak jednak wiecznie być nie może, aby stan przejściowy pozostawał permanentnie stanem docelowym. Tym bardziej, że faktycznie wybrany środek (legitymacja ubezpieczeniowa) najlepszym rozwiązaniem też nie jest. Komu w końcu faktycznie służyła taka legitymacja? ZUS, który m.in. wydawał puste legitymacje pracodawcom oraz podbijał je emerytom — nie potrzebuje legitymacji, skoro nie zajmuje się ubezpieczeniem zdrowotnym, a jedynie emerytalnym, rentowym, chorobowym i wypadkowym. NFZ właściwe w sprawach ubezpieczenia zdrowotnego tak naprawdę również jej nie potrzebuje, skoro jego rejestry publiczne w formie komputerowych baz danych zawierają wystarczająco wiele danych, aby stwierdzić, czy ktoś jest czy nie jest ubezpieczony.

Tak naprawdę legitymacja ubezpieczeniowa była jedynym narzędziem weryfikacji, jakie dano zakładom opieki zdrowotnej (szpitalom, lekarzom, dentystom itp.) do sprawdzania, czy pacjent ma prawo do świadczeń zdrowotnych. Była to jedyna forma, której ZOZy względnie nie musiały się obawiać i spokojnie mogły przyjmować, że skoro legitymacja została podbita, to ubezpieczenie przysługuje, a NFZ refunduje świadczenie. Na marginesie „podbicie” legitymacji należy tak rozumieć, że osoba upoważniona przez pracodawcę swoistą pieczątką, podpisem i datą oświadcza (potwierdza), że ubezpieczony pozostawał w danej chwili w stosunku pracy i odprowadzono za niego składkę na ubezpieczenie zdrowotne.

Jednak 1 stycznia 2010 r. bańka prysła. Jak by nie krytykować nowej sytuacji, to w końcu ZUS zreflektował się jako pierwszy. Przecina przynajmniej jeden z wielu bezsensownych węzłów krępujących polską służbę zdrowia. Bynajmniej rozwiązanie przedstawione w zamian też nie jest najlepsze (o ile nie gorsze), ale osobiście traktuję to jako kolejny stan przejściowy, który spowoduje takie niezadowolenie, że odpowiednie władze (Minister Zdrowia) będą zmuszone jak najszybciej wprowadzić jakieś inne rozwiązanie, np. prawnie obowiązującą lecz niewprowadzoną faktycznie elektroniczną kartę ubezpieczenia zdrowotnego.

To, co się zmieniło od 1 stycznia 2010 r., to przyjęta przez NFZ (wymuszona przez ZUS) nowa interpretacja starego przepisu , który już przytaczałem powyżej, a nakazującego do czasu wydania elektronicznej karty ubezpieczenia zdrowotnego uznawania każdego innego dokumentu potwierdzającego uprawnienie jako wystarczającego do weryfikacji pacjenta (powtarzam w skrócie).

Skoro ZUS już wcześniej nie musiał wydawać legitymacji i postanowił rzeczywiście tego nie robić, to co stanie się ze starymi legitymacjami? Nic. Dopóki pracodawca jako płatnik składek zdrowotnych ma czyste druki, może wydawać pracownikom nowe legitymacje, a we wszystkich (wcześniejszych i tych wystawionych po 1 stycznia) dopóki ma w nich miejsce na kolejne nowe potwierdzenia, może i powinien podbijać je dalej — wszystko to aż do skończenia się miejsca albo zmiany przepisów. Podbicie legitymacji nadal przecież potwierdza uprawnienie.

Jeśli miejsce się skończy lub nowy pracownik nie ma legitymacji, pracodawca i pracownik muszą znaleźć (czytaj: ustalić) inny dokument potwierdzający uprawnienie do ustawowych świadczeń zdrowotnych. NFZ i ZUS oznajmiły, że teraz ma to być formularz ZUS RMUA — imienny raport miesięczny dla osoby ubezpieczonej, wystawiany przez pracodawcę i przekazywany do NFZ niegdyś miesięcznie, obecnie raz w roku jednak nadal co miesiąc (poprawiono 11.01.2010). Dotychczas pracodawca nie musiał przekazywać pracownikom RMUA (proszę mnie poprawić jeśli się mylę) nie wszyscy pracodawcy dawali pracownikom RMUA na papierze, choć musieli tak czynić na papierze lub w formie dokumentu elektronicznego, zgodnie z art. 41 ust. 8 i 9 ustawy z dnia 13 października 1998 r. o systemie ubezpieczeń społecznych (poprawiono 11.01.2010). Teraz papierowy RMUA być może będzie jedynym pewnym sposobem weryfikacji  uprawnień zdrowotnych pracowników.

Z mojej strony mogę jedynie zwracać uwagę, że nadal żaden przepis prawa nie wskazuje, że musi to być RMUA, tak jak wcześniej nie było mowy oficjalnie o legitymacjach ubezpieczeniowych.

Niektórzy pracodawcy (często w sektorze finansów publicznych) wystawiają dla pracowników odcinek listy płac, podpisany w imieniu pracodawcy przez upoważnioną osobę, w którym znajduje się m.in. wysokość składki odprowadzonej na ubezpieczenie zdrowotne. Moim zdaniem taki dokument w pełni i wystarczająco potwierdza uprawnienia ubezpieczonego, tj. wypełnia przesłanki art. 240 ust. 1 ustawy ubezpieczeniowej z 2004 r.

Co więcej, czy pracodawca „podbijając” legitymacje tak naprawdę musiał to robić akuratnie właśnie na (w) legitymacjach, odkąd przepisy w 2004 r. uległy zmianie? Każde pisemne oświadczenie, w którym pracodawca potwierdza (ewentualnie działając przez upoważnione osoby), że odpowiednio oznaczona osoba jest pracownikiem i pozostaje w danym dniu w stosunku pracy oraz że odprowadzono za nią składkę na ubezpieczenie społeczne za ostatni miesiąc — powinien być uznany jako wystarczający do potwierdzenia ubezpieczenia, choćby nie nosił nazwy „legitymacja”. Nawet więc w przypadku braku legitymacji lub wolnych w niej miejsc, pracodawca powinien podbijać się pod podobnym dokumentem. Tak przynajmniej odczytuję normę prawną wysłowioną w art. 240 ust. 1 ww. ustawy. NFZ nazywa to teraz „zaświadczeniem z zakładu pracy”.

Jeżeli by się uprzeć, skoro ZUS nie miał obowiązujących podstaw prawnych do wydawania legitymacji ubezpieczeniowych w okresie 2004÷2009, to i obecnie nie istnieje formularz urzędowy legitymacji ubezpieczeniowej. Według mnie to otwarte pole dla wolnego rynku, na którym rychło pojawią się przedsiębiorcy oferujący druki legitymacji ubezpieczeniowych na niemalże dotychczasowych zasadach, które nie będą już podlegać ścisłemu zarachowaniu jak dotychczas. Jeśli z wyjątkiem producenta (wystawcy) samej legitymacji, wszystkie pozostałe warunki nadal będą przestrzegane przez pracodawców (odpowiednie pieczątki, podpis, data, ale zwłaszcza właściwa treść legitymacji), moim zdaniem również taka „prywatna” (nie-ZUSowska) legitymacja zakupiona pracownikowi przez pracodawcę będzie dokumentem potwierdzającym uprawnienia zdrowotne. Nie ma już bowiem znaczenia, że nie wystawił jej ZUS. Ważne, by z jej treści wynikało aktualne oświadczenie pracodawcy (umocowanej w jego imieniu osoby) potwierdzające uprawnienia pracownika jako ubezpieczonego w NFZ.

ZUS odmówił natomiast potwierdzania uprawnień m.in. emerytom w posiadanych przez nich legitymacjach. Ponieważ to ZUS jest dla nich płatnikiem składek na ubezpieczenie zdrowotne, nikt inny nie może tego potwierdzić. Ale też nie musi. NFZ otrzymuje od ZUS inne dokumenty (papierowe i elektroniczne), które dla NFZ już potwierdzają ubezpieczenie. Wobec innych podmiotów emeryt ma podobno udowadniać swoje uprawnienia okazując legitymację ubezpieczeniową (jednakże z oznaczonym oddziałem NFZ, bez której to informacji NFZ nie będzie honorował uprawnienia — absurd) albo ostatni odcinek emerytury.

W przypadku osób prowadzących działalność gospodarczą, potwierdzeniem ubezpieczenia zdrowotnego według ZUS jest druk zgłoszenia do ubezpieczenia zdrowotnego oraz dowód opłacenia składek (na poczcie, w banku itp.).

We wszystkich wymienionych przypadkach, czy to chodzi o pracowników, przedsiębiorców czy emerytów, każdy dowód musi być aktualny. Oznacza to, że nadal aktualne pozostają moje uwagi do ważności legitymacji ubezpieczeniowych. Nadal każdy taki dokument jest ważny nie dłużej niż 30 dni, a po upływie tego okresu — jeśli chcemy korzystać z ustawowych świadczeń zdrowotnych — należy uzyskać nowy.

Dla większości Polaków oznacza to wcale nie mniejszą uciążliwość. Do pracodawcy równie często będziemy biegać nie po legitymacje ubezpieczeniowe, lecz po RMUA, swoiste zaświadczenia lub podbicie prywatnych legitymacji ubezpieczeniowych.

7 Komentarzy

  1. naiwny programista

    Skoro NFZ dysponuje bazę danych, czy nie można by udostępnić w internecie serwisu ASP, do którego wysłany nr PESEL zwracałby informację TAK lub NIE – ubezpieczony lub nieubezpieczony?
    Obecnie większość przychodni/szpitali ma dostęp do internetu,
    więc rozwiązanie kosztowało by tyle co nic, a jak bardzo ułatwiło by to życie nam, pacjentom. Tak, wiem, jestem naiwny, to nie przejdzie, to jest zbyt proste i tanie rozwiązanie, żeby mogło być wprowadzone. Nie w naszym kochanym kraju:(

  2. pulsar

    „Wobec innych podmiotów emeryt ma podobno udowadniać swoje uprawnienia okazując legitymację ubezpieczeniową (jednakże z oznaczonym oddziałem NFZ, bez której to informacji NFZ nie będzie honorował uprawnienia — absurd) albo ostatni odcinek emerytury.”

    Ja mam taką małą uwagę do tej części artykułu.
    Otóż odcinki świadczeń ZUS zostały już dawno wycofane (ok. 5 lat), i obecnie ZUS ich nie wydaje. (przynajmniej w moim przypadku)
    Zamiast tego potwierdzeniem ma być np: wyciąg z Banku gdzie ZUS przelewa świadczenie świadczeniobiorcy.

    Odpowiedź od autora blogu:
    Tak mi się właśnie wydawało, że i moja mama nie miała odcinków emerytury, ale nic innego jak to twierdzi NFZ:
    dla emerytów i rencistów: (…) „aktualny odcinek emerytury lub renty”
    Dlatego dziękuję za komentarz!
  3. Pingback: NFZ i wą…tpliwości pacjenta | ZU blog

  4. Igor

    Dla mnie jest tylko jeden problem w używaniu RMUA jako dowodu ubezpieczenia. W tym samym formularzu są wszystkie informacje o zarobkach, a ja nie koniecznie musze chciec pokazywac Pani w przychodni ile zarabiam. Ciekawe jak to się ma do ustawy o poufnosci danych osobowych, bo Pani w rejestracji co prawda ma prawo wiedzieć czy moja składka została odprowadzona, ale nic jej do tego od jakiej kwoty przychodu została odprowadzona. Najgorsze jest to że budzetówka w swym lenistwie w wielu przypadkach odmawia nawet podbijania starych legitymacji choc jest w nich jeszcze miejsce, nie wydaje innych zaświadczeń, tylko odsyła z informacja że wystarczy RMUA

    Odpowiedź:
    Swoje żądania zgłaszaj na piśmie. Gdy i one nie doczekają się odpowiedzi, zgłoś to do inspekcji pracy.
  5. 2bromo2nitro

    Pacjent nie ma obowiązku pokazywania informacji o swoich zarobkach, jako potwierdzenie ubezpieczenia traktuje się ten fragment raportu RMUA w którym jest imię i nazwisko, pesel, okres rozliczeniowy oraz oddział nfz i to potwierdzone pieczątką i podpisem osoby uprawnionej do wystawiania takiego dokumentu.Przeważnie (lub zawsze) ten fragment można odciąć i pokazywać bez żadnych dodatkowych informacji i zarobkach i odprowadzanych skladkach

  6. elżbieta

    A propos fragmentu: „(…) emeryt ma podobno udowadniać swoje uprawnienia okazując legitymację ubezpieczeniową (jednakże z oznaczonym oddziałem NFZ, bez której to informacji NFZ nie będzie honorował uprawnienia — absurd)”
    To nie absurd! Symbol Oddziału NFZ oznacza, że emeryt ma składki zdrowotne opłacane – na ten czy inny oddział. Jeżeli na legitymacji nie ma symbolu oddziału NFZ (zamiast tego dwie poziome kreseczki: „- – „), to oznacza, że emeryt został wyłączony z ubezpieczenia zdrowotnego przez ZUS z powodu przeniesienia miejsca zamieszkania poza Unię Europejską.
    Emeryci wyjeżdżający np. do USA czy Kanady bardzo chętnie zgłaszają ten fakt do ZUS-u, bo im sie to OPŁACA. Nie pobiera się im podatku i składki zdrowotnej, dostaja więc emeryturę BRUTTO. „Wykreskowane” miejsce na symbol Oddziału NFZ oznacza BRAK UBEZPIECZENIA w Polsce. Po ew. powrocie z zagranicy (poza UE) znów można się zgłosić do ZUS, który dokona zgłoszenia do ubezpieczenia zdrowotnego i wyda nową legitymację emeryta z oznaczeniem Oddziału NFZ.

  7. elżbieta

    A propos komentarza: „Dla mnie jest tylko jeden problem w używaniu RMUA jako dowodu ubezpieczenia. W tym samym formularzu są wszystkie informacje o zarobkach, a ja nie koniecznie musze chciec pokazywac Pani w przychodni ile zarabiam. Ciekawe jak to się ma do ustawy o poufnosci danych osobowych (…)”

    Jako dowód ubezpieczenia może służyć tylko dolna część RMUA. Tam NIE MA danych o zarobkach. Na druku RMUA jest linia przerywana, po której można odciąć dolny pasek.

Skomentuj naiwny programista Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *