Identyfikacja osób przez sąd

Sprawdzenie tożsamości osoby fizycznej, nawet jeśli ma miejsce w toku postępowania przed sądem, często nie znajduje pełnego ujścia w jego orzeczeniu. Jeśli po latach ktoś zaczyna się posługiwać takim orzeczeniem, nie zawsze wiadomo, o kogo tak naprawdę chodziło. A wydawałoby się, że samo imię i nazwisko identyfikują osobę. Czy dziś jednak dość wystarczająco? I czy sądy powszechne w Polsce w wystarczający sposób identyfikują osoby fizyczne?

Przypadek pierwszy. W księgach wieczystych widnieją dane uprawnionych (m.in. właścicieli) i choć obecnie jest tam miejsce na PESEL, to kiedyś wpisywano tylko pierwsze imię, nazwisko oraz pierwsze imiona rodziców, i tak też przepisano je do nowych ksiąg wieczystych prowadzonych w systemie informatycznym. Dopóki dane te nie zostaną uzupełnione, może się zdarzyć, że zjawi się osoba o takich samym imieniu i nazwisku, której rodzice mieli tak samo na imię. Dla systemu ksiąg wieczystych Marią Kowalską córką Stanisława i Kazimiery może być zarówno dowolna Maria po mężu Kowalska z domu Kwiatkowska córka Stanisława Kwiatkowskiego i Kazimiery z domu Nowak, jak i inna dowolna Maria Kowalska panna, córka Stanisława Kowalskiego i Kazimiery z domu Malinowskiej. Każda taka Maria, gdziekolwiek zamieszkała, mając odpis z księgi wieczystej może udać się do notariusza i zbyć taką nieruchomość (oczywiście jeżeli tylko została tam wymieniona jako właściciel).

Dalej, przypadek drugi. Jakie oznaczenie strony lub uczestnika postępowania zawierają same orzeczenia sądowe? Biorę do rąk postanowienie o stwierdzeniu nabycia spadku, w którym czytam, że ktoś o wymienionym pierwszym imieniu i nazwisku obecnym nabył spadek po kimś zmarłym w oznaczonym dniu i miejscowości, ostatnio zamieszkałym w znów oznaczonej miejscowości. Czy aby na pewno to wystarcza? Czy ktoś, kto wejdzie w posiadanie takiego orzeczenia, a nazywa się tak samo jak spadkobierca, nie może dowodzić przed innymi podmiotami i organami, w tym przed sądem wieczystoksięgowym, że jest tym właśnie spadkobiercą? Przecież tam nawet nie ma miejsca zamieszkania spadkobiercy na chwilę orzekania. Jeśli sąd nie wymienił relacji rodzinnej spadkobiercy (małżonek, dziecko, rodzic, rodzeństwo), a tak może być (prócz pomyłki) chociażby w przypadku dziedziczenia testamentowego, to przecież jak do licha ktokolwiek ma ustalić tożsamość osoby tam wymienionej?! Przykładowych Marii Kowalskich są tysiące.

Przypadek trzeci. Krajowy Rejestr Sądowy, w którym deklaratoryjnie wpisuje się uprawnionych do składania oświadczeń woli w imieniu niektórych osób prawnych, podając prócz imion i nazwiska wzór podpisu, który przecież można podrobić (i co z tego, że to karalne?).

Zupełnie nie uspokaja mnie fakt, że w czasie samego postępowania sprawdza się tożsamość osób np. porównując dowód osobisty, bo to nie o ten moment chodzi. Na marginesie, samą obawę, że nie wszędzie tak się rzeczywiście sprawdza, jeszcze mógłbym przełknąć (co najwyżej wadliwość postępowania czasem spowoduje uchylenie orzeczenia). Nie rozumiem natomiast dlaczego po zakończeniu postępowania, wykonanie prawomocnego lub ostatecznego orzeczenia jakiegoś organu władzy publicznej ma rodzić pytanie: ale o kogo tutaj chodzi?! Przypominam, że szeroko rozumianym wykonaniem orzeczenia nie zawsze zajmuje się ten sam organ lub inny podmiot z nim powiązany. Nie zawsze wykonanie orzeczenia odbywa się przy wglądzie w akta sprawy, w których być może bliżej zidentyfikowano osobę fizyczną. Często wystarczające musi być samo orzeczenie. I co z tego, że można je wyjaśnić lub uzupełnić, jeśli sam sąd nie będzie już wiedział, o co mu chodziło, bo tego samego sędziego już w sądzie nie ma, lub zapomniał, a akta po upływie określonego czasu wybrakowano? Akuratnie w przypadku, na przykład, spadków, dział spadku lub rozporządzanie masą spadkową mogą mieć miejsce grube lata po otwarciu spadku i przed zupełnie innym organem, który raczono zawartą w sądowym orzeczeniu lakoniczną informacją o czyimś imieniu o nazwisku, które dawno przestały w wystarczający sposób identyfikować jednostkę. Takie dane są nadal dobre w sytuacji, gdy na podstawie różnych okoliczności można łatwo domyślić się innych danych (miejsca zamieszkania, miejsca pracy, danych o rodzinie itp.), które w sposób jednoznaczny pozwalają odróżnić dwie osoby o podobnych danych. Jeśli jednak po latach nikomu nie dana była łaska takiej szczegółowej wiedzy, pozostaje problem z odszukaniem ktosia. W każdym razie dobrze (sic!) wiedzieć, że można się pod niego łatwo podszyć.

Tyle na gorąco, szczegółową analizę prawną być może zrobię innym razem. Już teraz po bandzie dorzuciłbym jeszcze fakt, że jakoś wszystkie organy władzy publicznej w Polsce muszą działać na podstawie i w granicach prawa, co wiąże się z konstytucyjną zasadą państwa prawnego. Nikt chyba nie zakwestionuje, że w przypadku aktów prawnych administracji publicznej oznacza to konieczność przytoczenia podstawy prawnej, od której zaczyna się każde rozporządzenie, uchwałę, zarządzenie, decyzję administracyjną czy odpowiedź na skargę. Jakoś dziwnie tylko sądy nie zawsze podają podstawę prawną swoich działań. Osobiście miałem kiedyś okazję główkować dlaczego to sąd dopuścił rejestrację stowarzyszenia. Przepisów prawnych przytoczonych w postanowieniu — zero. Uzasadnienie — lakoniczne. Wątpliwości — były, choć pominięte przez orzekającego sędziego. Generalnie uzasadnienie prawne po 10 latach odtwarzałem sobie ja sam. Żeby to wszystko pojąć.

Mam wrażenie, że polskie sądy mimo wszystko kierują się jakąś własną logiką, w której nie ma prymatu państwa prawa. Z resztą, to jest wszędzie, tzn. nawet w administracji takiego prymatu zapewne wszędzie nie ma, tylko że akuratnie od sądów oczekiwałbym trochę więcej niż od administracji. A proszę mi wybaczyć, że widzę, że jest dokładnie odwrotnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *